środa, 19 lutego 2014

18/19-02-2014

Katowice, zimne lato, dzień.

Przechadzam się po opuszczonym lub wyludnionym mieście w towarzystwie żura/zombie i jakiejś kobiety, która cały czas mi wmawia, że jest moją matką.
Mężczyzna szybko się ulatnia (będzie się później notorycznie pojawiać i znikać) kiedy przechodzimy przez portal w wysokim murze nowego budownictwa. Jest to adaptacja i rozbudowa starej kamienicy i jakiegoświeżowca mieszkalnego. Jasna fasada wydaje się jeszcze bardziej świetlista na tle jasnego, błękitnego nieba.
Najwyższy budynek ma około 35 pięter, wznosi się na skarpie w którą to wtopiony został budynek- chyba garaż z wielką bramą.
Dookoła znajduje się wiele mniejszych ale połączonych ze sobą budynków o wyraźnych cechach kamienic, czynszówek czy małych bloków z płyty, które jakiś fanatyczny architekt ujednolicił z wyglądu, połączył w ciąg uzupełniając przerwy pomiędzy posesjami tworząc jeden wielki okrąg- gigantyczny mur broniący wcześniej wymienionego wieżowca.
Po placach i uliczkach tego nierównego terenu walają się deski, puste worki, kawałki styropianu. Wszystko wygląda jakby ktoś nagle kazał całej ekipie remontowej zejść z roboty kiedy tylko wszystkie budynki zostały ujednolicone z zewnątrz.

Wchodzimy do środka wieżowca. Kobieta nadal za mną łazi ale po drodze gdzieś się zaszywa.
Windy niedziałają, nawet ich nie ma. Na każdym piętrze czarne otwory, w których powinny znajdować się drzwi, wyje wiatr natomiast część mieszkań ma drzwi ale żadne z nich nie są zamknięte.
Tutaj również wszędzie są resztki materiałów budowlanych i folie oraz groszek ze styropianu.

Na jednym z ostatnich pięter znajduję kilka materacy, koce. W jakimś schowku na miotły znajduję kilka zaszuszonych zwłok.

Koniec

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz